Wywiad z Artemem Ilianoi, dyrektorem zarządzającym Wezom i pomysłodawcą Safety Button.
Rozmawiał Maciej Nikodemski
W Wezom zwykle robimy aplikacje mobilne i webowe na zlecenie, ale zdarza się, że tworzymy również własne rozwiązania. Tak właśnie było z Safety Button, prostym rozwiązaniem dla firm ochroniarskich, które usprawniło pracę służb bezpieczeństwa, zautomatyzowało proces interwencji, a jednocześnie zredukowało koszty zakupu sprzętu i technologii informatycznej do minimum. Dziś aplikacja pomaga ochranianym osobom wezwać pomoc w 4 krajach i 11 miastach. Dzięki niej grupy interwencyjne na tablecie mogą zlokalizować poszkodowanego z dokładnością do 3m i śledzić jego położenie w czasie rzeczywistym, a osoba koordynująca akcję nadzoruje jej przebieg niczym kontroler lotów na zwykłym laptopie. O tym w jaki sposób do tego doszło porozmawialiśmy z Artemem Ilianoi, obecnym dyrektorem zarządzającym Wezom i pomysłodawcą tego rozwiązania, który opracował Safety Button na bazie 20 lat doświadczenia w służbach bezpieczeństwa.
Kiedy usłyszałem o twoim pomyśle, przypomniały mi się słowa, które Alexander Graham Bell wypowiedział 10 marca 1876 do swojego asystenta podczas pierwszej telefonicznej rozmowy. Wiesz co mu powiedział?
„Panie Watson, proszę tu przyjść".
Podobnie było w przypadku Antonio Meucciego, włoskiego emigranta, którego można uznać za faktycznego wynalazcę telefonu. 20 lat wcześniej połączył sypialnię chorej żony ze swoją pracownią w piwnicy, aby mogła go wezwać w potrzebie. A jaka była twoja motywacja? Pod względem funkcjonalnym twoje rozwiązanie jest bardzo podobne.
Można tak powiedzieć. Safety Button, to aplikacja przeznaczona do przesyłania sygnału alarmowego od klienta do agencji ochrony. Rozwiązanie składa się z: aplikacji mobilnej dla użytkowników (Android lub iOS), aplikacji mobilnej (Android) dla tabletów z grupami odpowiedzi i rozwiązania serwerowego dla osoby koordynującej. Część konsolową można wdrożyć na dowolnym komputerze lub laptopie, który ma połączenie z Internetem, jednordzeniowy procesor 2 GHz, 1 GB pamięci RAM i 20 GB wolnego miejsca na dysku. Pod względem sprzętowym jest to wyjątkowo proste rozwiązanie, ale posiada rozbudowane funkcjonalności, możliwość konfiguracji i wykorzystania dodatkowych urządzeń.
To znaczy?
Na indywidualne życzenie możemy wyposażyć je w zapasowy kanał pozyskiwania współrzędnych, zintegrować go z GPS i możliwością monitorowania pozycji ochranianej osoby, podłączyć zewnętrzne urządzenia (bransoletki medyczne, breloki, przyciski) i zdalnie nimi zarządzać.
A co z kosztami?
Zredukowaliśmy je do absolutnego minimum. To było nasze główne zadanie. Chcieliśmy dostarczyć proste rozwiązanie, które jednocześnie podwyższy jakość usług i pozwoli znacznie zredukować koszty.
Jak wpadłeś na ten pomysł?
To był 2013 rok. W branży ochroniarskiej mie było wówczas prostego, wygodnego i jednocześnie taniego rozwiązania (zarówno dla użytkowników, jak i firm ochroniarskich). Użytkownikom zalecano noszenie breloczków, bransoletek i innych urządzeń. To było bardzo problematyczne, ponieważ każde z nich musiało mieć oddzielne zasilanie, karty sim i naładowane baterie. Aplikacja mobilna eliminuje te trudności.
Podstawą tego rozwiązania jest aplikacja z przyciskiem bezpieczeństwa. Coś podobnego często widzimy na filmach. Do banku nagle wchodzą zamaskowani napastnicy, pracownik wciska przycisk, ochrona otrzymuje zgłoszenie i rusza na ratunek. A jak wygląda scenariusz w przypadku tego rozwiązania?
Podstawowa funkcjnalność to prosta aplikacja na smartfonie z przyciskiem „ALERT”, za pomocą którego można szybko zawiadomić grupę ochroniarską o niebezpieczeństwie i poprosić o interwencję. Do tego mamy również medyczną bransoletkę zintegrowaną z aplikacją, która umożliwia wysłanie alarmu i automatycznie aktywuje na smartfonie streaming audio / video. Pod względem technicznym mamy więc kilka możliwości wykorzystania. Najprostszy scenariusz to wejście do aplikacji w chwili zagrożenia i nacisnięcie przycisku, dzięki któremu poinformujemy ochronę o niebezpieczeństwie. Bardziej złożony wariant to integracja z zewnętrznym urządzeniem, które może wymieniać informacje ze smartfonem przez Bluetooth. Scenariusze użycia mogą być więc bardzo różne: bezpośrednie lub ukryte, przed, w trakcie i po popełnieniu przestępstwa. Podobnie jak w przypadku każdej aplikacji alarmowej, dużo zależy jednak od umiejętności użytkownika i jego działania.
A w jaki sposób aplikacja pomaga grupom interwencyjnym?
Przede wszystkim automatyzuje i przyspiesza cały proces interwencji. Grupa interwencyjna automatycznie otrzymuje informację o niebezpieczeństwie, prośbę o interwencję i adres pod który ma się udać. To bardzo ważne, ponieważ na tym etapie zwykle traci się najwięcej czasu.
Do tego dochodzi jeszcze panel administracyjny, który umożliwia koordynowanie akcji.
Dokładnie. Zgłoszenia automatycznie przypisywane są do grup interwencyjnych, ale osoba koordynująca działania w centrali może monitorować wszystkie działania od momentu zgłoszenia do zakończenia interwencji. Ma podgląd czasu, miejsca zgłoszenia i przyjęcia go przez grupę interwencyjną. Może monitorować trasy i czas dojazdu. Zgłoszenie automatycznie otrzymuje grupa znajdująca się najbliżej osoby, wzywającej pomoc. Ale po drodze mogą wystąpić przecież różne czynniki losowe utrudniające interwencję, dlatego dodaliśmy możliwość koordynacji i zarządzanie interwencjami.
A jak to wygląda w praktyce?
Kiedy pojawia się zdarzenie alarmowe, operator widzi na mapie lokalizację i dane osoby, która potrzebuje pomocy. Na mapie widać również rozmieszczenie pojazdów interwencyjnych oraz ich status (zajęty, wolny). Przypisanie zgłoszenia odbywa się poprzez przesunięcie ikony alarmu do samochodu. Reszta to standardowe działania: potwierdzenie przez stację radiową, monitorowanie interwencji i jej raportowanie, ustalenie czasu przybycia oraz automatyczne zapisanie historii zdarzeń.
Jedną z najważniejszych funkcjonalności Safety Button jest geolokalizacja. Dzięki niej grupa interwencyjna może zidentyfikować poszkodowanego na konkretnym piętrze budynku. Z jaką dokładnością?
Aplikacja i bransoletka medyczna zintegrowane są z GPS, Google Maps i pozycjonowaniem SDK w budynkach. Pozwala to zlokalizować obiekt na konkretnym piętrze z dokładnością do 3m. W przypadku utraty sygnału GPS, wykorzystywany jest dodatkowo zapasowy kanał komunikacji głosowej.
To znaczy?
Od strony technologicznej mamy tu kilka możliwości. Możemy np. dostarczać pod zaufane adresy współrzędne alarmowe, wyświetlać je w postach sieci społecznościowych i uruchamiać streaming wideo w czasie rzeczywistym z obu kamer urządzenia. Oczywiście wszystkie te funkcjonalności wpływają na koszty wdrożenia, ale w ten sposób możemy rozwiązać wiele problemów w przyszłości.
Na przykład?
Dzięki zdalnemu wsparciu i instrukcjom postępowania osoba korzystająca z aplikacji mogłaby np. udzielić pierwszej pomocy lub znieczulać rannych. W przypadku integracji z odpowiednim urządzeniem mogłaby to robić nawet samodzielnie.
Dlaczego aplikacja mobilna sprawdzi się w takich sytuacjach lepiej niż zwykły telefon, przycisk alarmowy zamontowany w siedzibie firmy, albo zewnętrzne urządzenia monitorujące?
Właśnie dzięki swej prostocie i mobilności. Smartfon przez większość dnia ma dostęp do osobistej przestrzeni użytkownika. Dzięki temu nie trzeba nosić ze sobą innego urządzenia, monitorować poziomu naładowania baterii i ponosić dodatkowych kosztów. A do tego pozwala zlokalizować osobę dużo dokładniej niż zewnętrzne urządzenia monitorujące.
Na czym polega ta przewaga?
Przy lokalizowaniu użytkownika aplikacja korzysta z różnych źródeł, dzięki temu robi to dokładniej niż zewnętrzne urządzenia. Dokładność smartfonów przy użyciu pełnego algorytmu wyznaczania współrzędnych (GPS + współrzędne WI-FI + współrzędne stacji bazowej) jest często wyższa i "szybsza" niż w przypadku pojedynczych trackerów. Począwszy od iPhone 4S, to jest 5 metrów w otwartym terenie. W rzeczywistości jest to bardzo dobry wynik, ponieważ publicznie dostępne mapy cywilne mają nadal minimalne zniekształcenia, a nawet instrumenty geodezyjne nie pozwalają na dokładność maksymalnie do 2 metrów.
Antonio Meucci nie przeszedł do historii jako wynalazca telefonu, ponieważ nie miał 10 dolarów na opłacenie wniosku patentowego. Ty miałeś to szczęście, że pracujesz w firmie, która tworzy takie rozwiązania na zlecenie. Jak udało ci się ją przekonać, że warto zainwestować w takie rozwiązanie?
Może zabrzmi to banalnie, ale nie musiałem nikogo przekonywać do opatentowania rozwiązania, które nie znalazło jeszcze aktywnej aplikacji. Koszt patentu wydawał się dużo niższy niż potencjalne korzyści z jego wprowadzenia.
Wynikało to z twojego doświadczenia, czy chłodnej analizy?
Z obu tych rzeczy. To była chłodna analiza na bazie wielu lat doświadczenia: 3 lata w służbach operacyjnych, 5 lat w grupach reagowania stacjonarnego i 12 lat w służbach technicznych.
Jak od strony technologicznej zorganizowana była wówczas wasza praca?
Zastosowanie urządzeń monitorujących użytkownika wymagało od dyżurnego znajmości wielu instrukcji obsługi. Dokładność trackerów wynosiła 15-30 metrów, a załoga nie dysponowała zdjęciem osoby wzywającej pomoc, więc nie wiedziała do kogo jedzie i komu powinna pomóc. Teraz wszystko jest zautomatyzowane: załoga widzi, gdzie i do kogo jedzie i może śledzić pozycję osoby wzywającej pomoc. Wszystkie te informacje są dostępne na ekranie zwykłego tabletu.
Po drugiej stronie mamy osobę, której grozi niebezpieczeństwo, została napadnięta lub zaatakowana. W jaki sposób ludzie zwykle reagują w takiej sytuacji?
Ostatnie ataki terrorystyczne w Europie pokazały, że umiejętności zachowania w obliczu niebezpieczeństwa, które w latach 80. były wpajane nawet w szkołach, zostały zapomniane. Większość osób w takiej sytuacji wpada w panikę. Ci którzy potrafią zachować zimną krew, wykorzystują zwykle wszelkie znane im metody, aby uzyskać pomoc lub zapobiec niebezpieczeństwu. Do tego potrzebne są jednak szkolenia, które powinni regularnie prowadzić oficerowie służb bezpieczeństwa.
Telefon komórkowy ma dziś przy sobie każdy, ale w chwili zagrożenia dochodzi stres i adrenalina. Czy ludzie myślą wówczas na tyle chłodno, aby zawiadomić policję lub firmę ochroniarską, zadzwonić pod właściwy numer i poprosić o interwencję?
Dane, którymi dysponujemy różnią się w zależności od kraju, ale możemy przyjąć, że średnio 10% zawsze zachowuje zimną krew, a 15% może podjąć odpowiednie działania, jeśli nie zostanie zaatakowane bezpośrednio. Pozostałe 75% wpadnie w panikę.
A ile procent skorzysta z tej aplikacji?
Dajemy ludziom narzędzie, które może im pomóc. To czy będą w stanie z niego skorzystać zależy już od nich. Oczywiście będzie im łatwiej, jeśli będą do tego przygotowani, dlatego ważne są szkolenia, dzięki którym nauczą się zachowywać w takich sytuacjach i nauczą korzystać z odpowiednich narzędzi. Naszym zadaniem jest dostarczyć im je w myśl zasady "prosto i szybko za rozsądne pieniądze". Do tej pory nie istnieją alternatywne rozwiązania dla tych trzech kryteriów.
Oprócz zgłoszenia prośby o interwencję aplikacja umożliwia również nagranie materiału dowodowego poprzez streaming audio i video. Ale co w sytuacji, kiedy grupa interwencyjna nie zdąży na czas, a napastnik zabierze ofierze telefon?
Materiał dowodowy zapisywany jest na niezależnym serwerze, co wyklucza możliwość jego usunięcia przez osoby, które wejdą w posiadanie telefonu.
Ile firm obecnie korzysta z tego rozwiązania?
W podstawowej formie w 4 krajach i 11 miastach. Wśród nich jest m.in. ukraiński oddział G4S, międzynarodowej firmy posiadającej biura w 125 krajach i 620 000 specjalistów.
Na jakim etapie rozwoju znajduje się obecnie aplikacja i jakie zawiera funkcjonalności?
Podstawowe rozwiązanie, składające się z dwóch aplikacji mobilnych dla użytkowników (Android i iOS), aplikacji android na tableta dla grup interwencyjnych (do 10 samochodów) oraz części serwerowej z płytą administracyjną (do 200 użytkowników) dostępna jest od zaraz. Indywidualne projekty i rozwiązania w modelu SAAS wdrażane są pod konkretne wymagania.
Ile czasu potrzeba na wdrożenie tego rozwiązanie w firmie ochroniarskiej i u jej klientów?
Jeśli klient zapewnia wszystko, co niezbędne (domena + hosting, księga znaku i urządzenia mobilne do aplikacji) na wdrożenie podstawowego rozwiązania potrzebujemy 10 dni roboczych, włącznie z testowaniem. W przypadku indywidualnych rozwiązań, wszystko zależy od ich złożoności i stopnia skomplikowania.